Bartlomiej Bolesta Bartlomiej Bolesta
1045
BLOG

Nowelizacja prawa drogowego, a rzeczywiste problemy polskich dróg.

Bartlomiej Bolesta Bartlomiej Bolesta Polityka Obserwuj notkę 11
Kilka dni temu, ponownie zostało znowelizowane prawo drogowe. Tragicznie znowelizowane. Regularnie co rok czy dwa, zostają zwiększone kary i zaostrzone przepisy. Oczywiście nic to nie daje. Można by pomyśleć, że dawno powinny zostać wyciągnęte wnioski. Nic bardziej mylnego. Nasi politycy dalej brną w niesprawdzone rozwiązania, bo a nuż, może za milionową nowelizacją i najdrastyczniejszą karą coś się w końcu zmieni. Tymczasem podejście etatystyczne nic nie daje, poza większymi wpływami do budżetu i o to tak naprawdę chodzi, a nie o poprawę bezpieczeństwa na drogach. Całkowitym absurdem jest to co obecnie się wprowadza do prawa, a gdyby wprowadzono te przepisy na samym początku skutkowałoby to najprawdopodobniej ostrymi protestami. Dlatego też wprowadza się kolejne zmiany małymi kroczkami, za każdym razem coraz bardziej radykalniejsze. W końcu skończy się państwowymi pozwoleniami od urzędnika na możliwość kierowania po przyniesieniu miliarda zaświadczeń i wpłaceniu miliarda opłat…. tak tak, oprócz prawa jazdy. A urzędnik tak jak dziś w innych sprawach, będzie mógł sobie wydać decyzję jaka mu pasuje. Innymi słowy jak mu posmarujesz to pojedziesz. Absurdalna wizja? Dokładnie to samo ludzie powiedzieli by 25 lat temu na obecne zmiany. Ewentualnie skończy się na konfiskacie całego majątku… to dopiero $$ wizja dla polityków.

Jeśli politycy chcieli by próbować coś naprawić, to podeszliby do tego od strony prawdziwych problemów i rozwiązań. A problemami polskich dróg nie jest prędkość, ani nawet pijani kierowcy. Oto problemy:

- Nauka – powiedzmy sobie jasno, nauka jazdy, wcale nie jest nauką jazdy, jest nauką jak zdać egzamin, a samym celem tego jest wyciągnięcie jak najwięcej kasy od kursantów i podchodzących do egzaminów. Potem taki człowiek wyjeżdża na ulicę, święcie przekonany, że umie jeździć i w ogóle wielki pan z niego. Szybko doprowadza do jakiegoś wypadku, albo denerwuje innych kierowców, bo jedzie gorzej niż trzylatek na swoim pierwszym rowerku, nie przepuści albo będzie się wlókł lewym pasem. Kierowcy, zawsze i wszędzie uczą się prawdziwej jazdy dopiero na drodze, a nie podczas kursu na prawo jazdy, jednak system wtłacza im do głowy co innego. Do tego dochodzi teoria, którą wkuwa się na pamięć bez refleksji, bo nie o to chodzi, aby rozumieć miliard oznaczeń i sytuacji, ale by wiedzieć jak maszynowo odpowiedzieć. W dużej ilości państw, uzyskanie prawa jazdy jest prostsze niż kupienie auta, szczególnie w USA i tragedii na drogach nie ma. O wiele bezpieczniejszym rozwiązaniem byłby całkowity brak prawa jazdy i związanych z nim egzaminów. Tak dobrze, czytacie. Kto jeździ bez prawka to i tak jeździ i nawet często jeździ lepiej, bo nie może zwrócić na siebie uwagi.* Ale brak prawka żadnego idioty nie odżegnuje od wsiadania za kierownicę. Natomiast normalny człowiek nie skacze na głęboką wodę i normalny człowiek chętnie przejdzie jakiś kurs PRZYGOTOWAWCZY, a nie taki który to niby miałby go nauczyć jeździć. Czy to płatny (a dzięki wolności, o wiele tańszy) czy darmowy, dzięki np. temu, że szkolą rodzice, przyjaciele itp..

* Wg. szacunków z 2013, bez uprawnień może jeździć nawet pół miliona osób. Rośnie liczba uzytkowników dróg bez prawa jazdy.

- System drogowy – mnogość przepisów i infrastruktury drogowej jest tak horrendalna, że nie ma możliwości, aby do wypadków nie dochodziło. Sygnalizacja świetlna i znaki są PRZYCZYNĄ wypadków, a nie im przeciwdziałają. Prawo zawsze powinno być jak najprostsze i to się tyczy również kwestii poruszania się po drogach. A wystarczyłaby jedna zasada – osoba z prawej ma pierwszeństwo. Takie zmiany były i są już wprowadzane. W swoim czasie, nawet UE zauważyła, że takie rozwiązanie jest o wiele lepsze i dała środki na odpowiednie przekształcenie skrzyżowań i wywalenie sygnalizacji i znaków w celach testowych. W dość niezależnym od UE, UK, te rozwiązania również już wprowadzano w wielu miejscach. W kilku miastach na świecie, pozbyto się sygnalizacji i znaków całkowicie, wprowadzając tą jedną zasadę i modyfikując skrzyżowania. Efekt? Liczba wypadków, drastycznie spadła, ponieważ kierowca nie jest już zombie, który działa zero-jedynkowo – zielone, jedź, czerwone stój. Kierowcy zaczęli uważać, zbliżając się do skrzyżowania, zwalniają, aby się rozejrzeć, bo nie ma, że jest na drodze pierwszeństwa i może cisnąć gaz. Dodatkowo ruch się upłynnił, dzięki czemu korki się mocno. zmniejszyły. Bliżej można zapoznać się tutaj: Czy sygnalizacja świetlna jest potrzebna? i tutaj Inteligentne miasto bez znaków i sygnalizacji.

- Ograniczenia prędkości. Co prawda, łączy się to z poprzednim punktem, ale jest ważne, więc należy powiedzieć o tym osobno. Problemem nie jest prędkość, ale niedostosowanie się do panujących warunkach. Pusta droga, a ograniczenie do 50, aby wyciągnąć kasę to jednak nie jest największy problem. O wiele gorszym jest np. ograniczenie do 80, ale jazda w deszczu. Bezmyślny kierowca, którzy przecież zdobył prawo jazdy, nie potrafi dostosować prędkości do warunków, widzi 80, więc jedzie 80. Państwo mu mówi jak ma jechać, więc tak jedzie. Natomiast dobry kierowca, mający dobre auto, nie może sobie pozwolić w dobrych warunkach, na dobrej drodze pojechać BEZPIECZNIE 150, bo strażnik państwo tak jak np. w edukacji równa w dół do najgorszych.

- Stan polskich dróg. Nie trzeba mówić w jakim są stanie. Ale co się dziwić. Nie należą one do kogoś, kto by o nie dbał, aby móc na nich zarabiać, więc są tragiczne. „Inwestor” państwo nie pilnuje, aby były dobrze zrobione, aby nie musiał znów wydawać na remont dopiero co otwartej drogi, bo po co. Nie ma w tym interesu. Jeszcze będzie miał nową możliwość, aby dostać coś pod stołem. Prywatny inwestor nigdy by na coś takiego nie pozwolił, co nie znaczy oczywiście, że takie sytuacje by się nie zdarzały. Wtedy jednak albo nie płaci się wykonawcy albo wykonawca musi wszystko naprawić na swój koszt, a ewentualne straty, można pokryć z odszkodowania. Co więcej, zamiast zrobić dobrze drogi, to stawia się ekrany gdzie popadnie. A wszystko jest co najmniej 3 razy droższe niż w innych krajach i parę razy więcej, niż jakby prywatny inwestor się tym zajmował. Prywatny zawsze zrobi taniej i lepiej. Można przytaczać setki przykładów, a najnowszym i nośnym niech będzie kwestia stoczni. Pod państwowym nadzorem, każdy wie co było i jak się skończyło. Gdy zaś wreszcie upadły to w wiadomościach się nie mówi, że mamy obecnie stocznie na światowym poziomie, jedną z najlepszych, która zarabia i daje pracę nawet pomimo naszych polski warunków gospodarczych i chociaż nie jest to istotne, to stoi za nią w pełni polski kapitał. Polski przemysł stoczniowy dogonił najlepszych. i Rozwój Shipbuiding

- Utrwalanie wizji pijanych, jako głównego czynnika powodującego wypadki – jest to bardzo nośny temat, bo łapie za serce. Co prawda wypadek trzeźwego i nietrzeźwego niczym się nie różni, jednak, gdy dodadzą w wiadomościach słowo „pijany”, w myślach widzów pojawiają się już zaprogramowane mordercze instynkty wobec takiego osobnika. Wpaja się również ludziom do głowy ile to pijanych kierowców zostaje złapanych przy każdej możliwej okazji. Jeśli jednak się przyjrzeć, to okazuje się, że w Polsce limit wynosi 0,2 promila, który łatwo przekroczyć bez widocznych oznak i skutków, chociażby jako pozostałość z dnia wczorajszego. A potem ogłasza się w mediach tysiące złapanych pijanych kierowców i podaje się to jako usprawiedliwienie dalszego ucisku. Tymczasem, większość z nich nie stanowiła ŻADNEGO zagrożenia. Problem pijanych kierowców jest w Polsce problemem marginalnym, jednak nośnym, dlatego w mediach słyszymy głównie o takich wypadkach.

image
Żródło: KGP, IAR.

Statystyka jednak pokazuje, że wypadki z udziałem pijanym kierowców nie stanowią nawet 10% ogółu wypadków (7,7% w 2003, 6% w roku ostatnim, 7% średnia z przedstawionych lat). Co więcej, nie można stwierdzić, że gdyby byli trzeźwi to nie doszłoby do wypadku. Nietrzeźwi, stanowią po prostu naturalną i bardzo małą grupę w całym ogóle wypadków, dokładnie na tej samej zasadzie jak naturalną i małą grupę stanowić będą osoby z chorym sercem, pracownicy supermarketów, prezesi, nowożeńcy, właściciele 3 letnich aut itd., a więc czynników nie mających lub mających nie wiele wspólnego z samym wypadkiem. Jak na tak negatywny czynnik jak bycie pijanym 6% jest dziwnie małym odsetkiem i powinien być zdecydowanie wyższy.

Na wykresie widać spadek. W 10 lat nastąpiła zauważalna poprawa. Czy to dzięki coraz drastyczniejszym przepisom? Śmiem wątpić. Spadek ten występuje tylko i wyłącznie dlatego, że spada liczba kierowców. Prawo jazdy. Rzut oka na statystyki.

Nie tylko coraz mniej kierowców otrzymuje prawo jazdy, ale również mnóstwo ludzi wyjechało za granicę. Najprawdopodobniej więc przyczyny zmniejszenia liczby wypadków należy upatrywać w korelacji tych dwóch zdarzeń. Co więcej, patrząc na tak drastyczny spadek nowych kierowców i na tak niewielki spadek liczby wypadków, można domniemywać, iż sytuacja nie tylko się nie polepsza, ale wręcz pogarsza – gdyby w Polsce w tym czasie przybywało tyle samo kierowców co wcześniej, wypadków mielibyśmy o wiele więcej niż w latach poprzednich. A więc wszystkie te programy, kary i utrudnianie życia kierowcom nie zdaje żadnego egzaminu i są wyłącznie maszynką do zarabiania pieniędzy.

Wracając do pijanych kierowców. Jest to oczywiście niedopuszczalne, ale jak widać, obecne podejście nic nie zmienia na lepsze. Zamiast ciągłego utrudniania życia kierowcom powinno się postawić na większe uświadamianie innym, aby powstrzymywali pijanych przed wsiadaniem za kółko. Aby takie zdarzenia były po prostu stygmatyzowane, przez samo społeczeństwo. Dziś jednak społeczeństwo uważa, przez medialną papkę, że tym powinno się zajmować państwo i często ludzie nie reagują gdy widzą, jak ktoś wsiada za kierownicę, będąc po alkoholu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka